Wzdragam się na termin „sztuka
kulinarna”, gdyż w mojej opinii umiejętność gotowania nie zasługuje na tak
szlachetne miano. „Bacha patelni” dzieli wszak przepaść od autora „Toccaty i
fugi d-moll”. Gdybyśmy jednak użyli terminu sztuka kulinarna jako odległe
porównanie, to gotowanie jest z pewnością najbardziej demokratyczną formą
twórczości. Autorem może być każdy i zawsze może liczyć na audytorium w kręgu rodziny bądź przyjaciół, a siła dobrych przepisów niesie się przez pokolenia. Ja
pamiętam z dzieciństwa potrawy mojej prababci i częstokroć przy gotowaniu łączę się z nią sentymentalnie.
Przepis na tę potrawę znalazłem w
przywiezionym z Włoch magazynie typu „Moje gotowanie”. Gdyby istniała kulinarna
nagroda Nobla, to autor tego przepisu z pewnością by na nią zasługiwał.
Pozostając przy porównaniu muzycznym, to danie składa się z czterech nut
smakowych. Toniką, czyli nutą podającą tonację, jest słodki smak dyni. Jak w
muzycznym kontrapunkcie jest on zderzony z cierpką nutą pinoli i słono-cierpkim
smakiem oliwek. Uzyskujemy więc kulinarny odpowiednik trójdźwięku czyli akordu
harmonicznego. To jednak nie wszystko. Dopełnieniem doskonałego zestroju
smakowego są rodzynki, które jako słodsze od dyni podkreślają jej smak, tak jak
w akordzie harmonicznym dopełnieniem toniki jest dominanta. Toutes proportions gardées, to danie
smakuje równie dobrze, jak brzmi fuga Jana Sebastiana Bacha. Sprawdźcie sami.
Posłuchajcie i skosztujcie.
P.S. Zamieściłem link do anonimowego wykonania Toccaty i fugi d-moll, gdyż jego wartością dodaną jest program komputerowy, który pozwala na wizualicję nut. Ten program pokazuje interwały, czyli odległości między dźwiękami i wartości rytmiczne, czyli czas trwania dźwięku. Pozwala zobaczyć we wstępie krótkie nuty w odstępie sekundy, które prowadzą do pochodu tercjowego w całych nutach. Kiedy dochodzimy do fugi, to możemy też zobaczyć, że pojawiający się w jednym głosie temat powtarzany jest w drugim głosie w odległości kwinty. Nie chcę wchodzic w dalsze szczegóły, bo to blog kulinarny a nie muzyczny, choć prowadzony przez melomana. Uważam, że załączona wizualizacja pozwali na lepsze zrozumienie budowy utworu, tym którzy nie czytają nut.
(koszt orientacyjny – 15,70 zł/porcja na 4 osoby)
- 1 kg dyni (67zł)
- 2 łyżki pinoli czyli orzeszków sosnowych (4 zł)
- 4 łyżki rodzynek (0,80 zł)
- 35 g oliwek zielonych bez pestki (1 zł)
- 200 ml oleju słonecznikowego (2 zł)
- 4 łyżki octu winnego (0,40 zł)
- 2 łyżki oliwy (0,50 zł)
- sól
Rodzynki moczymy w ciepłej wodzie
co najmniej kwadrans. Oliwki kroimy w talarki. Dynię dzielimy na mniejsze kawałki. Myjemy, osuszamy,
obieramy ze skórki i kroimy w plastry o grubości około 1 cm. Plasterki dyni wrzucamy
na gorący olej słonecznikowy i smażymy 2 minuty po każdej stronie. Smażymy
partiami, żeby nie obniżać temperatury oleju. Usmażoną dynię odsączamy - najlepiej
na papierowych ręcznikach kuchennych i lekko solimy. Odsączamy namoczone
rodzynki. Na dużej patelni rozgrzewamy oliwę i podsmażamy dynię 2 minuty.
Wlewamy ocet winny i podgrzewamy około 2 minut na wysokim ogniu, żeby ocet
całkowicie odparował. Dodajemy oliwki, rodzynki i orzeszki
sosnowe. Podgrzewamy 1 minutę. Kawałki dyni wykładamy na talerze i polewamy
sosem pozostałym ze smażenia.
Moje uwagi i rady
35 g drylowanych oliwek to ½
małej paczki plastikowej. Można je kupić za psi grosz w każdym supermarkecie.
Słabo nadają się do jedzenia ale sprawdzają się jako dodatek kulinarny.
Pinole nie są tanie. Musimy
jednak uważać, żeby nie kupić chińskich, które mogą się okazać fałszywą nutą
smakową. Dostałem kiedyś od pewnej Włoszki dużą torbę pinoli. Kłopot polega na
tym, że one są w skorupkach czyli tak, jak nazbierała je w lesie. I tu mój
apel. Jeśli ktoś zna albo potrafi wymyślić sposób, jak rozbić skorupki nie
miażdżąc wnętrza, to proszę o kontakt.
Poszukiwaczom kulinarnej
doskonałości polecam użycie do smażenia dyni oleju arachidowego bądź oleju z
pestek winogron. Są bardziej neutralne w smaku niż olej słonecznikowy. W wersji de
luxe rodzynki wymoczymy w winie, brandy lub po prostu wódce. Wtedy użyjemy
też dyni piżmowej, która jest delikatniejsza. Ja stosuję ocet jabłkowy własnej
produkcji, który jest łagodniejszy od winnego. Żeby było jasne, ocet nie jest
składnikiem smakowym. Smażenie w occie służy tylko zmiękczeniu dynii.
Udoskonalenia, o których mówię, to
wszystko są oczywiście fanaberie. Zapewniam, że przepis podstawowy daje
wystarczająco dobry rezultat. I na koniec trzeba powiedzieć - to najlepsze danie wegetariańskie, jakie znam.
A jak długo robi się tę potrawę?
OdpowiedzUsuńA jak długo robi się tę potrawę?
OdpowiedzUsuń