środa, 18 listopada 2015

Dynia smażona (słodko-kwaśna)



Wzdragam się na termin „sztuka kulinarna”, gdyż w mojej opinii umiejętność gotowania nie zasługuje na tak szlachetne miano. „Bacha patelni” dzieli wszak przepaść od autora „Toccaty i fugi d-moll”. Gdybyśmy jednak użyli terminu sztuka kulinarna jako odległe porównanie, to gotowanie jest z pewnością najbardziej demokratyczną formą twórczości. Autorem może być każdy i zawsze może liczyć na audytorium w kręgu rodziny bądź przyjaciół, a siła dobrych przepisów niesie się przez pokolenia. Ja pamiętam z dzieciństwa potrawy mojej prababci i częstokroć przy gotowaniu  łączę się z nią sentymentalnie.
Przepis na tę potrawę znalazłem w przywiezionym z Włoch magazynie typu „Moje gotowanie”. Gdyby istniała kulinarna nagroda Nobla, to autor tego przepisu z pewnością by na nią zasługiwał. Pozostając przy porównaniu muzycznym, to danie składa się z czterech nut smakowych. Toniką, czyli nutą podającą tonację, jest słodki smak dyni. Jak w muzycznym kontrapunkcie jest on zderzony z cierpką nutą pinoli i słono-cierpkim smakiem oliwek. Uzyskujemy więc kulinarny odpowiednik trójdźwięku czyli akordu harmonicznego. To jednak nie wszystko. Dopełnieniem doskonałego zestroju smakowego są rodzynki, które jako słodsze od dyni podkreślają jej smak, tak jak w akordzie harmonicznym dopełnieniem toniki jest dominanta. Toutes proportions gardées, to danie smakuje równie dobrze, jak brzmi fuga Jana Sebastiana Bacha. Sprawdźcie sami. Posłuchajcie i skosztujcie.

P.S. Zamieściłem link do anonimowego wykonania Toccaty i fugi d-moll, gdyż jego wartością dodaną jest program komputerowy, który pozwala na wizualicję nut. Ten program pokazuje interwały, czyli odległości między dźwiękami i wartości rytmiczne, czyli czas trwania dźwięku. Pozwala zobaczyć we wstępie krótkie nuty w odstępie sekundy, które prowadzą do pochodu tercjowego w całych nutach. Kiedy dochodzimy do fugi, to możemy też zobaczyć, że pojawiający się w jednym głosie temat powtarzany jest w drugim głosie w odległości kwinty. Nie chcę wchodzic w dalsze szczegóły, bo to blog kulinarny a nie muzyczny, choć prowadzony przez melomana. Uważam, że załączona wizualizacja pozwali na lepsze zrozumienie budowy utworu, tym którzy nie czytają nut.




(koszt orientacyjny – 15,70 zł/porcja na 4 osoby)

  • 1 kg dyni (67zł)
  • 2 łyżki pinoli czyli orzeszków sosnowych (4 zł)
  • 4 łyżki rodzynek (0,80 zł)
  • 35 g oliwek zielonych bez pestki (1 zł)
  • 200 ml oleju słonecznikowego (2 zł)
  • 4 łyżki octu winnego (0,40 zł)
  • 2 łyżki oliwy (0,50 zł)
  • sól


Rodzynki moczymy w ciepłej wodzie co najmniej kwadrans. Oliwki kroimy w talarki. Dynię dzielimy na mniejsze kawałki. Myjemy, osuszamy, obieramy ze skórki i kroimy w plastry o grubości około 1 cm. Plasterki dyni wrzucamy na gorący olej słonecznikowy i smażymy 2 minuty po każdej stronie. Smażymy partiami, żeby nie obniżać temperatury oleju. Usmażoną dynię odsączamy - najlepiej na papierowych ręcznikach kuchennych i lekko solimy. Odsączamy namoczone rodzynki. Na dużej patelni rozgrzewamy oliwę i podsmażamy dynię 2 minuty. Wlewamy ocet winny i podgrzewamy około 2 minut na wysokim ogniu, żeby ocet całkowicie odparował. Dodajemy oliwki, rodzynki i orzeszki sosnowe. Podgrzewamy 1 minutę. Kawałki dyni wykładamy na talerze i polewamy sosem pozostałym ze smażenia.


Moje uwagi i rady

35 g drylowanych oliwek to ½ małej paczki plastikowej. Można je kupić za psi grosz w każdym supermarkecie. Słabo nadają się do jedzenia ale sprawdzają się jako dodatek kulinarny.
Pinole nie są tanie. Musimy jednak uważać, żeby nie kupić chińskich, które mogą się okazać fałszywą nutą smakową. Dostałem kiedyś od pewnej Włoszki dużą torbę pinoli. Kłopot polega na tym, że one są w skorupkach czyli tak, jak nazbierała je w lesie. I tu mój apel. Jeśli ktoś zna albo potrafi wymyślić sposób, jak rozbić skorupki nie miażdżąc wnętrza, to proszę o kontakt.
Poszukiwaczom kulinarnej doskonałości polecam użycie do smażenia dyni oleju arachidowego bądź oleju z pestek winogron. Są bardziej neutralne w smaku niż olej słonecznikowy.  W wersji de luxe rodzynki wymoczymy w winie, brandy lub po prostu wódce. Wtedy użyjemy też dyni piżmowej, która jest delikatniejsza. Ja stosuję ocet jabłkowy własnej produkcji, który jest łagodniejszy od winnego. Żeby było jasne, ocet nie jest składnikiem smakowym. Smażenie w occie służy tylko zmiękczeniu dynii.
Udoskonalenia, o których mówię, to wszystko są oczywiście fanaberie. Zapewniam, że przepis podstawowy daje wystarczająco dobry rezultat. I na koniec trzeba powiedzieć - to najlepsze danie wegetariańskie, jakie znam.

2 komentarze: