Dla podróżujących do Włoch mam
jedną przestrogę – nie jadajcie w przypadkowych miejscach. Trzeba zawsze
zapytać kogoś z miejscowych, który lokal poleca. W ten sposób trafiłem w Genui
do „Da Vittorio” (czyli po prostu „U Wiktora”). Nie była to nawet restauracja a
raczej trattoria. Wystrój przypominał polską mordownię z czasów PRL-u. Kelner
miał trzydniowy zarost i minę, jakby obsługiwanie klientów uwłaczało jego
godności. Kiedy usłyszał, że mówię po włosku z obcym akcentem, na jego twarzy
pojawił się grymas wyrażający zdziwienie, że do tej światyni kulinarnej, o
której wiedzą tylko wtajemniczeni
zabłąkał się jakiś profan z zagranicy. Było
tam fantastyczne jedzenie cudowna atmosfera włoskiej radości życia. Z
sąsiedniej sali, gdzie przy zestawionych stołach świętowało liczne grono
rozbawionych Włochów, co chwila dobiegał gromki śmiech. W pewnym momencie z
zaplecza pojawił się młodziak, który wybiegł w ciemność, jakby wywołany telefonem
od ukochanej. Wrócił po kwadransie i wysypał zawartość plastikowej reklamówki
na wyłożoną grubą warstwą lodu znajdującą sie przy wejściu wystawę, gdzie
leżały ryby i owoce morza. To była szanująca się trattoria, gdzie klienci mogą
zobaczyć, co będą jedli. Nie trzeba przenikliwości Sherlocka Holmesa, by
wydedukować, że pobiegł do portu po świeże ryby. Tylko tyle i aż tyle –
podstawą udanych dań z ryb jest ich świeżość.
Jak ma sobie z tym radzić taki
jak ja miłośnik włoskiej kuchni żyjący daleko od Morza Śródziemnego? Odpowiedź
jest prosta. Najświeższe ryby w Polsce pochodzą z Bałtyku. Z prostej przyczyny
– to polskie mare nostrum. Świeże
ryby z Bałtyku mają najkrótszą drogę na targ w dowolnym miejscu Polski i tym
samym na nasz stół. Ja zatem wyszukuję włoskie przepisy na przyrządzanie
świeżych ryb z Bałtyku. Przykładem, że można odnieść tu sukces, jest poniższy
przepis.
(koszt orientacyjny – 9 zł/porcja na 4 osoby)
- 60 dag surowych szprotek (5 zł)
- 30 g drylowanych zielonych oliwek (0,50 zł)
- 2 łyżki pinoli, czyli orzeszków sosnowych (1,50 zł)
- ½ cytryny (0,50 zł)
- ½ pomarańczy (0,40 zł)
- 100 ml białego wina (0,80 zł)
- 2 łyżki oliwy (0,20 zł)
- 1-2 łyżki bułki tartej (0,10 zł)
- sól i pieprz
Szprotki płuczemy pod bieżącą
wodą i odsączamy. Odcinamy główki, patroszymy odcinając brzuszki, bo są pokryte
grubszą łuską i usuwamy kręgosłupy z ościami. Cytrynę kroimy w cienkie
plasterki. Oliwki i orzeszki sosnowe drobno siekamy. W nasmarowanym 1 łyżką
oliwy żaroodpornym naczyniu układamy szprotki promieniście. Każdą warstwę
szprotek przekładamy plasterkami cytryny, posiekanymi oliwkami i orzeszkami
sosnowymi. Po ułożeniu wszystkich warstw doprawiamy solą i pieprzem. Skrapiamy
drugą łyżką oliwy, polewamy winem i przysypujemy bułką tartą. Zapiekamy 5-10 minut
w piekarniku rozgrzanym do 200OC. W połowie pieczenia polewamy
sokiem wyciśniętym z pomarańczy.
Moje uwagi i rady
Zazdroszczę moim znajomym z
Wybrzeża łatwego dostępu do świeżych ryb. Mieszkańcom Warszawy polecam budkę
numer 17 „Ryby z Ustki” na bazarku przy rondzie Wiatraczna. Tu w każdy czwartek
jest dostawa świeżych ryb z Ustki. No, chyba że we środę jest sztorm na
Bałtyku, wtedy dostawa przesuwa się na piątek.
Orzeszki sosnowe czyli pinole we
Włoszech mogą być darmowe, bo przynosi się je z lasu jak u nas jagody jałowca.
W Polsce jednak są bardzo drogie. Możemy ten drogi dodatek pominąć. Stracimy
wtedy typowy sycylijski smak, ale i tak potrawa będzie smaczna. Możemy też
pominąć sok z pomarańczy.
Wyfiletowanie prawie kilograma
szprotek to dużo roboty, ale efekt jest z pewnością wart tego trudu. Tym,
którzy są zbyt zabiegani, aby przyrządzać czasochłonne dania polecam prosty przepis
na smażone szprotki:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz