Szwedzi są mistrzami świata w
przyrządzaniu śledzia. Dla urozmaicenia naszego polskiego wigilijnego stołu
przygotowuję zawsze śledzie sporządzone według oryginalnych szwedzkich
przepisów. Słynny cytat z Goethego mówi „Wer den Dichter will verstehen, muss
in Dichters Lande gehen” (kto poetę chce zrozumieć, musi udać się do jego
kraju). Przenosząc to na grunt kulinarny – gotując dania obcych kuchni
najlepiej korzystać z przepisów podanych w języku pochodzenia. Inaczej możemy
uwierzyć na przykład, że dla kuchni rosyjskiej reprezentatywne są ruskie
pierogi, o których jednak Rosjanie nigdy nie słyszeli. Logicznie rzecz biorąc,
to zalecenie powinno dezawuować przepisy na moim blogu, bo przecież
są po polsku. Chciałem więc przy tej okazji solennie oświadczyć, że wszystko,
co proponuję, to są tylko tłumaczenia, z nielicznymi zmianami wymuszonymi
ograniczoną w Polsce dostępnością pewnych składników. Przepis, który tu
proponuję jest dokładnym tłumaczeniem ze szwedzkiego. Żeby go spisać, musiałem
sobie zafundować szybki kurs szwedzkiego w zakresie kulinarnym. Korzystałem z
guglowego tłumacza (jako anglista z wykształcenia staram się zawsze spolszczać
obcojęzyczne terminy takie jak Google translator). Tak na prawdę, żeby czytać przepisy kulinarne
wystarczy sobie przyswoić w każdym języku nie więcej niż 100 słów. Mała rzecz a
cieszy. Jako że mój blog popularyzuje głównie kuchnię włoską, to chcę
jednocześnie uspokoić, że moja znajomość włoskiego nie ogranicza się do 100
słów. Moje wycieczki poza kuchnię włoską są sporadyczne. Do szwedzkich
przepisów sięgam tylko przy okazji Wigilii, która w Polsce nie może obyć się
bez śledzia. W tym akurat zakresie Włosi mają nieporównanie mniej do
zaproponowania niż potomkowie wojowniczych Wikingów. Zresztą dynastia normańska władała Sycylią przez prawie cały XII wiek. Dynastia normańska pozostawiła na Sycylii ślad w postaci katedry w Monreale - pewnie najpiękniejszej świątyni w stylu romańskim. W tradycji kulinarnej tym śladem jest sztokfisz, czyli suszony solony dorsz, po sycylijsku zwany piscistoccu. Do włoskiej tradycji kulinarnej nie przeniknęły jednak przepisy na solonego śledzia. Zatem musimy wrócić do źrodeł skandynawskich, co niniejszym czynię, życząc ”god aptit”!
(koszt orientacyjny – 22,70 zł)
- ½ kg śledzia à la matjas (12 zł)
- 200 ml portweinu (7 zł)
- 50 ml 10% octu spirytusowego (0,40 zł)
- 50 g cukru pudru (0,50 zł)
- 50 ml wody
- 1 cebula (0,30 zł)
- 3 liście laurowe (0,10 zł)
- 10 ziaren pieprzu (0,30 zł)
- 3 goździki (0,10 zł)
- 2 gwiazdki anyżu (1,50 zł)
- 1 łyżka drobno posiekanego koperku (0,50 zł)
Śledzia myjemy pod zimną, bieżącą
wodą. Umytego śledzia osuszamy na papierze kuchennym i kroimy w kawałki. Łączymy
składniki zalewy, czyli portwein, ocet i wodę. Dodajemy cukier i mieszamy, aż
się rozpuści. Cebulę kroimy w talarki. Śledzia układamy w dwóch słojach
przekładając warstwy cebulą i przesypując bardzo grubo zmielonym pieprzem i
koperkiem. Do każdego słoja, mniej więcej na połowie wysokości dokładamy liście
laurowe, goździki i gwiazdki anyżu. Wypełniamy słoiki zalewą. Całość pozostawiamy
w zimnym miejscu na co najmniej dwa dni.
Moje uwagi i rady
Portwein to po polsku porto. Można je kupić za
około 20 zł za flaszkę w Lidlu czy Biedronce. Do naszego przepisu zużyjemy
znikomą ilość. Co zrobić z resztą? Porto jest doskonałym trunkiem do deski
serów. Zalecam jednak ostrożność - porto jest wzmacniane spirytusem gronowym i
mocno uderza do głowy.
Anyżek gwiazdkowy nie jest łatwo kupić w Polsce.
Trzeba go upolować. W jego miejsce można użyć pół łyżeczki łatwiej dostępnych nasion
anyżu. A jeśli nawet pominiemy anyżek, nie powinno to zrujnować końcowego
efektu.
Przy okazji polecam dwa inne szwedzkie przepisy,
które mogą się przydać na Wigilię i nie tylko.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWygląda apetycznie! :-)
OdpowiedzUsuń