Są trunki, które jak flaga
narodowa jednoznacznie kojarzą się z konkretnym krajem. Metaxa to Grecja,
brandy to Francja, Becherovka to Czechy, Jägermeister to Niemcy. A Rosja? I tu
pułapka. Znawcy tematu chyba zgodzą się ze mną, że Rosja to nie Smirnoff ale
samogon. Polska wizytówka alkoholowa to żubrówka, która swój specyficzny smak i
aromat zawdzięcza rosnącej tylko w Puszczy Białowieskiej trawie zwanej turówka
wonna. Z tym jest teraz kłopot, bo znaczna część Puszczy Białowieskiej należy
teraz do Białorusi, a licencja na żubrówkę od 2013 roku należy do Russian Standard
Corporation. Prawdziwą alkoholową wizytówką Włoch jest grappa. Wcale nie wino,
bo różne gatunki reprezentują poszczególne regiony. Wszak chianti to Toskania,
barolo to Piemont, a grappę czyli destylat z przetłoków winogronowych robi się,
często domowym sposobem w postaci tzw. filo
di ferro (drut stalowy) na całym terytorium Włoch. Chorwackim
odpowiednikiem jest rakija. Wychodząc poza Europę: sake to Japonia, burbon to
USA, tequila to Meksyk. Rum to Kuba (choć w nazwie często ma jamajski). Wytwarzana
również na bazie trzciny cukrowej cachaça to już emblemat Brazylii.
Czasami alkohol pokazuje różnicę
między państwem a krajem. Tu doskonałym przykładem jest Wielka Brytania czy
wręcz Zjednoczone Królestwo (Wlk. Brytania plus Irlandia Północna). Przecież
whisky kojarzy się jednoznacznie ze Szkocją (choć wcale nie gorszą robią w
Irlandii). Anglia to dżin. Co ciekawe przywiózł go z Holandii Stadhouder Niderlandów
Wilhelm Orański. W 1689 w wyniku tzw. Chwalebnej Rewolucji (The Glorious
Revolution) został on królem Anglii, Szkocji i Irlandii, co zapoczątkowało na
Wyspie okres monarchii parlamentarnej.
Najzwyklejszy dżin to alkohol
doprawiony smakowymi dodatkami ziołowymi z dominującym udziałem jagód jałowca. Czym
innym jest distilled gin. To alkohol
redystylowany, gdzie przed powtórną destylacją dodaje się do nalewu jałowiec z
innymi dodatkami. Jego najwyższą postacią, bez wchodzenia w szczegóły
rygorystycznej receptury, jest London gin,
często z dodatkiem słowa dry.
Przyjrzyjmy się teraz etykiecie
chyba najpopularniejszej marki dżinu, czyli Beefeater. Rzuca się w oczy
sylwetka żołnierza gwardii królewskiej w charakterystycznym czerwonym stroju, z
piką w ręku i nieco śmiesznym kapeluszem na głowie. Otóż do gwardii królewskiej
wybierano najbardziej dorodnych mężczyzn. Ich postura była tak okazała, że jak
głosi wieść gminna wykarmiono ich wołowiną. Stąd nazwa beef eater. U dołu
etykiety znajdziemy napis „London Dry Gin”, co jak wspomniałem powyżej jest
znakiem najwyższej jakości. Oczywiście domową metodą nie zrobimy „London Dry
Gin”. Możemy jednak zrobić łatwo najprostszy dżin, o czym zaświadcza poniższy
przepis.
Tych, którzy spytają skąd typowo
angielski alkohol na „włoskim garnuszku”, spieszę poinformować, że dżin jest
podstawą tak typowo włoskich aperitifów jak martini dry czy negroni. I jako
dodatek muzyczny oczywiście „The streets of London”:
(koszt orientacyjny – 26 zł)
- ½ litra wódki (25 zł)
- 10 jagód jałowca
- kilka nasion kolendry
- 2 ziarnka pieprzu
- 2 ziarnka kardamonu
- 1/4 listka laurowego
- kawałek skórki cytrynowej
- 4 listki lawendy (wszystkie dodatki ziołowe - 1 zł)
Jagody jałowca rozgniatamy na
desce płaską stroną noża. Wrzucamy je do
butelki z wódką. Dalej dodajemy pozostałe zioła i rozkruszony listek laurowy. Odstawiamy na co najmniej tydzień. Alkohol powinien przejąć
aromat przypraw ziołowych. Można to poznać po tym, że nabrał słomkowej barwy. Po odstaniu odcedzamy
nalew na sitku i przelewamy do butelki.
Moje uwagi i rady
Jagody jałowca można kupić w
sklepach zielarskich. Ja używam własnoręcznie zebranych w lesie. Trzeba je wtedy
przesuszyć w piecyku rozgrzanym do możliwie najniższej temperatury. Skórkę z cytryny skrawamy tak, aby ściąć tylko jej żółtą część, bo biała daje nieprzyjemną goryczkę. Jeśli nie mamy świeżych listków lawendy, używamy suszonej, ale trzeba je wtedy rozkruszyć. Lubiącym eksperymenty polecam też dodać kilka plasterków ogórka. Sprawdziłem, efekt oceniam jako ciekawy. Hobbystom polecam przedestylowanie takiego nastawu. Domowy destylowany dżin daje zapach perfumy ale to przecież zapach kobiety. Czy jest coś piękniejszego niż zapach kobiety?! Chyba, że ktoś jest waginosceptykiem i woli "zaduch od papy".
Domowa jałowcówka doskonale
nadaje się do popularnego dżinu z tonikiem. Daje bardziej rustykalny ale przez
to wyraźniejszy smak. W Polsce podaje się go przeważnie z plasterkiem cytryny.
Spróbujcie jednak zastąpić cytrynę ćwiartką limonki. Zapewniam, że smak jest o
wiele lepszy. Wchodząc we włoskie klimaty domowa jałowcówka dobrze sprawdza się
w typowo włoskim negroni.
Bardzo dobry domowy gin. Poprzedni się wypił, zaraz robię następna porcję.
OdpowiedzUsuń